Od zawsze lubiłam sport. Bieganie po podwórku, gimnastyka na trzepaku czy jeżdżenie na rowerze i na łyżwach. To był chleb powszedni mojego dzieciństwa. Później przyszedł czas na bardziej profesjonalne zaangażowanie w tę pasję i naukę w klasie sportowej. Pięć obowiązkowych WF-ów, do tego pięć tak zwanych SKS-ów tygodniowo i reprezentowanie szkoły na zawodach lekkoatletycznych województwa – to było moje życie, a szkoła była jedynie dodatkiem.

Po urodzeniu dzieci wiele się zmieniło. Sport zszedł na dalszy plan. Co prawda próbowałam chodzić na zajęcia fitness, żeby zrzucić nadprogramowe, pociążowe kilogramy, ale mój zapał kończył się najczęściej po miesiącu wraz z wygaśnięciem terminu ważności karnetu.

Wtedy poznałam zumbę

Któregoś dnia koleżanki namówiły mnie, żebym poszła z nimi na zumbę. Cóż, pomyślałam, że pewnie będą to kolejne zajęcia fitness, które znudzą mi się po miesiącu. Za pierwszym razem wcale się nie zachwyciłam  – próbowałam nadążyć za prowadzącym i nijak mi się to nie udawało. Myliłam kroki i wkurzałam się, że nie ogarniam tych układów. Ja, sportsmenka perfekcjonistka, nie ogarniam układów?! Prawdopodobnie gdyby nie koleżanki, które mobilizująco pytały mnie: „Czy idziesz dziś na zumbę?”, te zajęcia podzieliłyby los poprzednich.

Na szczęście dla mnie, na kolejnych zajęciach instruktor zatańczył układ do utworu Michaela Jacksona. Mój idol z lat nastoletnich zawitał na parkiecie, instruktor zatracony w tańcu mistrzowsko zrobił nawet moonwalk, cała sala tańczyła, a ja łapiąc oddech zabarwiony zachwytem, zadyszką i ekscytacją, dopiero poczułam czym jest ta zumba.

Bo w niej wcale nie chodzi o ogarnianie kroków i bycie perfekcyjnym. Wystarczy dać się porwać muzyce i poczuć fun. Zumba to dobra zabawa i endorfiny, które wydzielają się podczas tańca.  Okazało się wkrótce, że to uzależnia. I to uzależnienie trwa już ponad siedem lat! Nie miesiąc lub dwa. Siedem lat!!! Aż czasem sama w to nie wierzę.

Co mi dała zumba?

Przede wszystkim zaczęłam regularnie wychodzić z domu i robić coś tylko dla siebie. Okazało się, że wyszło to wszystkim na dobre. Pomogła mi zapanować nad moją frustracją i złością, które pojawiały się w wyniku siedzenia w domu z dziećmi. A gdy wychodziłam, mąż świetnie sobie radził z opieką nad nimi bez mojego kontrolującego spojrzenia.

Syn pytał:  „Mamo, kiedy idziesz na zumbę, bo wtedy zawsze taka szczęśliwa wracasz?”

Oczywiście poprawił się wygląd mojego ciała oraz kondycja. Poza tym, przypomniałam sobie o mojej, zakopanej głęboko, ogromnej pasji do tańca.

Wokół zumby utworzyła się społeczność szalonych, żywiołowych i pozytywnie zakręconych dziewczyn. Nawet wychowawczyni w klasie mojej córki wcześniej kończyła zebrania, bo wiedziała, że niektóre mamy już nerwowo przebierały nóżkami pod szkolnymi ławkami, by nie spóźnić się na wieczorne zajęcia.

Szczególne podziękowania

Moja miłość do zumby szybko by się skończyła, gdyby nie kilka ważnych osób, które są z nią związane.  Pierwszą z nich jest Michał Kurpet(na zdjęciu), bo to dzięki niemu ją poznałam.  To właśnie jego moonwalk, jego charyzma sceniczna, energia i pasja spowodowały, że pokochałam ten rodzaj zajęć fitness. Nie udałoby mu się zarazić mnie tą energią, gdyby sam by jej nie miał. Lubię uczyć się od ludzi, którzy żyją tym, co robią i podchodzą do tego z ogromną pasją.

Ale są jeszcze dwie osoby, bez których tej odmiany sportu najzwyczajniej by nie było. Pierwszą z nich jest Alberto „Beto” Perez, który zumbę wymyślił i zaczął propagować najpierw w Kolumbii, później na świecie, a drugą Iza Kin-Janda, dzięki której zumba pojawiła się w Polsce. Te dwie osoby są dla mnie przykładem ogromnej wytrwałości w dążeniu do celu. Bo domyślam się, że to wcale nie było takie łatwe. Napotykali wiele przeszkód, a jednak się nie poddali.

Dlaczego Ci o tym piszę?

Bo zawsze namawiam inne mamy do tego, żeby zrobiły coś tylko dla siebie. Napisałam zresztą cały artykuł na ten właśnie temat [tutaj jest artykuł].  Ja kocham zumbę i zawsze będę do niej namawiać inne kobiety. Ale być może Ty pokochasz coś innego, ważne, żebyś znalazła coś, co da Ci odskocznię od dnia codziennego. Coś, co pomoże Ci zmienić perspektywę i wracać naładowania pozytywną energią do swoich dzieci. Coś, dzięki czemu wyrwiesz się z objęć frustracji i złości.

A propos złości, nagrałam wideo, specjalnie dla mam, w którym podaję pięć sprawdzonych kroków na to, jak zapanować nad swoją złością i zadbać o swój dobrostan. Jeśli masz ochotę, możesz pobrać je klikając w poniższy baner.

A Ty masz taką pasję, która daje Ci pozytywnego kopa i odskocznię od macierzyństwa?

Wspieram Cię,

Asia – Mama w sam raz

Coaching dla mam

 

Podziel się postem!

Spodobał Ci się artykuł? Uważasz, że jest wartościowy? Jeśli tak, to bardzo się cieszę :)
Zostaw swój komentarz i podaj dalej. To dla mnie ważne. Dziękuję, Asia