Dziś moje dzieci miały wizytę kontrolną u swojego dentysty. Młody, miły i dowcipny pan. Dzieci bardzo go lubią. Podczas wizyty pedodonta robi swoje, rozmawiając i żartując przy tym z moimi pociechami.  Marysia zapytana o coś, odpowiada, śmieje się i żartuje. Nagle z ust lekarza słyszę następujące zdanie:

„Marysia, ty to fajna dziewczyna jesteś. Takie lubię – elokwentna, odpowiada, jak zapytam”. Hmm, uśmiecham się tylko, no bo co tu powiedzieć.

Marcel też się uśmiecha pod nosem, może przypomina sobie te wszystkie chwile, kiedy jego siostra wcale nie odpowiada, jak ją o coś pyta i te, w których absolutnie elokwentna nie jest.

Z Marcelem też pan doktor rozmawia – żeby nie było: o  polityce, o szkole.

 

Pytanie, po którym o mało nie spadam z krzesła

No i nagle pedodonta kieruje pytanie do mnie.

„No jak pani to robi, że dzieci są takie grzeczne? No po prostu anioły. Inne dzieci, jak tu przychodzą, to mało mi gabinetu nie rozniosą, a te takie spokojne. Aaa, pamiętam, pani nauczycielką jest. To pewnie pani wie, jak to się robi i w domu pani dzieci musztruje”.

Na co ja nieśmiało komentuję, że właściwie to teraz bardziej coachingiem się zajmuję i trenerstwem, prowadzę warsztaty dla rodziców. Czuję przy tym, że moje słowa wcale sprawy nie polepszają.

„Aaa, to wszystko jasne. To pani zna te wszystkie techniki, jak to zrobić, żeby takie dzieci mieć. To jak ja będę miał dzieci, to do pani przyjdę i pani mi te wszystkie techniki zdradzi. Ok?”

 

Dokonuję szybkiej analizy tego, co usłyszałam

Kilka myśli przebiega znowu przez moją głowę.

  1. Że moje dzieci nie są grzeczne, nie są aniołami i nie są wizytówką swojej mamy.
  2. Co dzieje się w głowach moich dzieci, kiedy przypina im się taką etykietkę?
  3. Jakie narzędzia i techniki? Te słowa bardziej kojarzą mi się z tresurą zwierząt w cyrku.

No ale – wizyta krótka i właściwie to nie miejsce i czas, żeby o moich przemyśleniach z dentystą rozmawiać. Zresztą przecież on wcale tego ode mnie nie oczekuje. No i rozumiem pana. Sama jako młoda bezdzietna dziewczyna miałam takie wyobrażenie o wychowywaniu dzieci.

 

Nie o chodzi o instrukcję wychowywania dziecka

Teraz wiem, że rzecz nie polega na  technikach i narzędziach. Tak, znam je, ale w wychowywaniu dzieci nie chodzi o ślepe podążanie za nimi, po to żeby mieć grzeczne dzieci. Brr, czuję, jak się jeżę na samo słowo grzeczne. Dyspozycja serca – to jest tu najważniejsze.

Moje dzieci są dla mnie absolutnie cudowne. W wychowywaniu ich staramy się z mężem budować w nich to, co jest naszym zdaniem najważniejsze, czyli zdrowe poczucie własnej wartości.  Uczymy dzieci życzliwości, szacunku i empatii, ale nie zależy nam na tym, żeby były grzeczne i miłe. Nie zależy nam na tym, żeby były posłuszne.

Nie chcemy wygodnych dzieci. Chcemy takie, które będą sobą, które będą miały kontakt ze swoimi emocjami i jednocześnie będą wiedziały, że wszystkie z nich należy zaakceptować, ale niektóre działania pod ich wpływem powinno się ograniczać.

 

Nie chcę, żebyście byli grzeczni

W drodze powrotnej, w samochodzie, ucinam sobie z dziećmi pogawędkę na temat komentarzy pedodonty. Jak mantrę powtarzam: „Pamiętajcie, nie chcę żebyście byli w życiu grzeczni”.  „Tak, mamo, wiemy”, słyszę w odpowiedzi.

Szczęśliwie po wejściu do domu usłyszałam sprzeczkę między nimi już w korytarzu. „Nie wieszaj tu kurtki. Przecież wiesz, że to mój wieszak”. „A właśnie że powieszę. Ty wczoraj na moim powiesiłaś”.

Ufff!  Wszystko wróciło do normy. „Oj, wy moje anioły” – uśmiecham się tylko do nich porozumiewawczo.  I myślę sobie wtedy, że mam fajne i normalne dzieci.

A co jest dla Ciebie ważne w wychowaniu Twego dziecka? Jakie chcesz, żeby ono było?

 

Podziel się postem!

Spodobał Ci się artykuł? Uważasz, że jest wartościowy? Jeśli tak, to bardzo się cieszę :)
Zostaw swój komentarz i podaj dalej. To dla mnie ważne. Dziękuję, Asia